Siedzę w pociągu do domu i patrząc na zbliżający się do zera wskaźnik baterii, myślę sobie, że wypadałoby coś o obzie skrobnąć, zanim mi telefon ostatecznie padnie.
Z mojej perspektywy obóz zaczął się od wielkiego błędu taktycznego, gdyż uznałem, że dziewięciogodzinna podróż nocnym pociągiem to to, czego właśnie potrzebuję. Mój geniusz czasami zadziwia nawet mnie.
Pierwszy dzień upłynął na kwaterowaniu się, rozpakowywaniu, lekkim treningu na sali i obchodzeniu imienin zahira wieczorem (vel. "integracji", jak mawiali niektórzy).
Kolejne dni mijały z grubsza podobnie, czyli - rano trening, po południu trening i wieczorem "trening", ale przecież na to się pisaliśmy.
Pierwszy raz w życiu miałem dostęp do prawdziwej sali gimnastycznej i dzięki temu pierwszy raz miałem okazje spróbować wykonać pewne elementy. Z jednej strony, bardzo się z owego faktu cieszę, z drugiej - nkekoniecznie, gdyż teraz trzeba wrócić do szarej rzeczywistości, w której jedynym przyrządem gimnastycznym jest zamontowany w futrynie, na wysokości metra siedemdziesięciu, drążek rozporowy. Do dobrego człowiek się szybko przyzwyczaja...
Również cała reszta ośrodka zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Pokoje były duże i ładne, niczego w nich nie brakowało. No, może poza ciepłą wodą.
Jedzenie było dobre, a panie ze stołówki zaskakująco miłe jak na przedstawicielki tej profesji... Tylko te obiady stawały się jakby coraz mniejsze (albo ja coraz więcej jadłem... ).
Jednak największym atutem obozu, byli ludzie. Jechałem do Białej jedynie jako tako znając Mrówka, a mam wrażenie, że wracam z wyjazdu z paczką przyjaciół. Kurcze, już za wami tęsknię ćwoki
Niby ten akapit powinien być najdłuższy, ale jakoś nie wiem co tu mam napisać. W skrócie, jeszcze raz wielkie dzięki. Współuczestnikom za wieczne uśmiech na twarzach i niekończące się zasoby energii (pozdrowienia dla "skoczków narciarskich"), a instruktorom za chęć do pracy z nami i wytrwałość, za którą w sumie Was podziwiam.
Reasumujc, bo bateria naprawdę mi się kończy - kto był, wiele zyskał, a kto nie był ma czego żałować. Z mojej strony jestem jak najbardziej za powtórzeniem takiego wypadu, gdyż w mojej skromnej opini okazał się on wielkim sukcesem. Tylko tym razem może gdzieś bliżej...? Proszę...? Chociaż jeśli znowu będzie w Białejto będę miał wymówkę, aby tam znowu wpaść
Trzymajta się!
PS. Prywata - jakby ktoś miał jakieś ciekawe zdjęcia z obozu (z moim udziałem, czy bez) to możecie podrzucać na priva, czy jakoś inaczej, bo ja niestety nic nie robiłem. :/