2014-05-19, 08:53
(2014-05-18, 22:23)Emil napisał(a): Soja nie wpływa negatywnie na poziom testosteronu - http://www.sci-fitness.pl/2013/12/soja-v...teron.htmlZeby tylko o testosteron chodzilo.....ale o inne zwiazki czy hormony tez. Np genisteina i jej pochodne powodujaca u kobiet poronienia, bolesne miesiaczki, napiecie przedmiesaczkowe, obrzmienie piersi ) I bymajmniej nie chodzi mi tylko o takie aspekty, czlowiek to zwierze monogastryczne a pierwsza lepsza ksiazka od paszoznawstwa wyraznie zaznacza dla kogo soja jest pokarmem a dla kogo trucizna. Niestety czlowieka zalicza sie do tej grupy.
Z jakiegoś powodu soja to ulubiony temat internetowych mitomanów.
(2014-05-18, 22:23)Emil napisał(a): Oczywiście można mówić, że certyfikaty nie mają żadnego znaczenia. W ten sposób można zanegować wszystko i nie da się z tym dyskutować.To, ze wegetarianie sa bardziej swiadomi tego co jedza od przecietnego "sklepowego smieciojada" to racja i to, ze bardziej sie orientuja w kwestiach zdrowia etc tak samo. Ale pracowalem (z pewnych wzgledow szczegoly pomine) w bardzo duzej, europajskiej firmie gdzie co roku sie zglaszaja rozni organizatorzy konkursow i takich zestawien jak "top 10. top5 etc" w dowolnej kategorii. Nieraz przez telefon sie chcialem wymowic, ze wyroby nie spelnialy kryteriow, norm, wymagan etc zeby brac udzial i dostac certyfikat. Zawsze odpowiedzia byl usmiech i slowa "z tym nie bedzie najmniejszego problemu". Na poczatku to mnie dosc szokowalo, potem przywyklem.
Środowisko wegetarian jest niestety jeszcze bardziej pokręcone na punkcie GMO niż Ty i prześwietla certyfikaty firmy od produktów sojowych na wszystkie strony żeby mieć pewność co kupuje.
Pracujac w Holandii przy zbieraniu salaty (w maseczkach i rekawicach) bo pryskane to bylo sporo, pewnego dnia, szef grupy rzuca haslo "stop panowie, wypakowywac to wszystko z woreczkow (pakowane dla jednego z hipermarketow), teraz pakujemy w inne". Dostalismy nowe woreczki z napiesami typu "eko, bio, 100 free" i takie tam. Te sama salate. Potem rozmawialismy o tym i zapytalem szefa, ze to przeciez ta sama pryskana, marketowa salata ale poszla za duzo wieksza cene. No i ze przeciez na opakowaniach byly takie "pieczatki" z certyfikatami, to on sie tylko tak poblazliwie usmiechnal i powiedzial, cos w stylu "jak zaplacisz to nawet na g.... dostaniesz certyfikat, ze przebadane i zdrowe"