2014-08-28, 11:29
(2014-08-28, 10:01)Jugger napisał(a): A ze wybralem akurat swiezy artykul, ktory mnie tak wewnetrznie troche wkurzyl, to niektorzy od razy wzieli to za dylemat co jesc - maslo czy margaryne w gimnastyce. Bo widac golym okiem, ze ten artykul to ewidentne dzialanie oplacone przez lobby producenckie, pan profesor przeliczyl sobie pieniazki a skutki tego poniesiemy my - konsumenci. Czy przestal byc profesorem? Nie. Czy przestal byc autorytetem? Nie. Czy jest czlowiekiem? Tak, i jak kazdy czlowiek moze sie polasic na latwa kase, zwlaszcza niewiele ryzykujac swoja pozycja.
Nawet przez chwilę nie przyszło mi na myśl, żeby traktować tego człowieka jako autorytet. Skąd taki pomysł? Autorytet to w ogóle dosyć pejoratywne określenie. Facet jest po prostu profesorem. Natomiast nie wiem na jakiej zasadzie mamy wyrabiać sobie zdanie przerzucając się pojedynczymi badaniami i nazwiskami profesorów. W ten sposób można udowodnić wszystko. Dlatego w nauce pojedyncze badanie czy opinia jednej czy nawet 10 osób nic nie znaczy. Mamy metaanalizy, raporty międzynarodowych organizacji medycznych, stanowiska instytucji naukowych itp. Jakim cudem przez pryzmat opinii jednego profesora można wyrabiać sobie zdanie na temat współczesnej wiedzy dietetycznej?
Mam wrażenie, że niektórzy uważają, że stanowisko współczesnej dietetyki jest przedstawiane w periodykach typu Pani Domu albo Newsweeku gdzie dziennikarze zajmują się pisaniem różnych dawno niekatulanych głupot (śniadanie najważniejszy posiłek dnia, jeść masło czy margarynę itp.).